piątek, 2 maja 2008

Urzędnik wyewakuowany

"Piątek, w pracy spokój. Każdy urzędnik już myśli, by dotrwać do godz. 15.30, gdy zacznie się weekend." Tymi słowami zaczyna się artykuł w Gazecie Wyborczej dotyczący ewakuacji Urzędu, w którym pracuję. Zaprawdę, piękne to słowa, pełne mądrości i wiernie odzwierciedlające rzeczywistą sytuację :).
Przecież po pierwszej w piątek urzędnicy już tylko popijają kawkę i czekają, aż wskazówki zegara pokażą odpowiednią godzinę, aby wybiec zza biurek. Nie muszą przygotowywać ważnych dokumentów, które muszą 'wyjść' z urzędu przed weekendem. Interesanci, którzy musieli również opuścić budynek uczynili to z ochotą, bez utyskiwań. Zresztą, nie było ich wielu, bo kto załatwia swoje sprawy na ostatnią chwilę? Sielanka, prawda?
W narodzie wciąż urzędnik jest postrzegany poprzez pryzmat Barejowego 'Misia'. Urzędnik - czyli leń i darmozjad. W końcu każdy załatwiał jakieś swoje sprawy w urzędzie - i musiał odstać swoje w kolejce, a także wielokrotnie bywał odsyłany od okienka do okienka. Czyja to wina? Urzędnika, który nie chciał się zająć klientem kompleksowo, albo zrobił sobie właśnie przerwę na kawę nie patrząc na to, że czekają ludzie. Urzędnik jest także winien tego, że za większość rzeczy załatwianych w urzędzie muszę zapłacić, miast dostać za darmo. Bez urzędników żyło by się nam lepiej, podatki byłyby niższe, a drinki z parasolkami same wpadałyby w nasze łapki.
W cytowanym wyżej artykule nie mogło zabraknąć aspektu finansowego - jest mowa o podwyżkach i nagrodach pieniężnych. Ale ci urzędnicy mają fajnie, nie dość że nic nie robią, to jeszcze im za to płacą. I jeszcze nagrody dostają - toż to skandal! Taki ton prezentuje artykuł i w takim też tonie utrzymane będą myśli przeciętnego czytelnika. Gdyby zrobić badanie opinii publicznej, jakim grupom zawodowym należą się podwyżki, to urzędnicy państwowi uplasowali by się na jednym z ostatnich miejsc. Bo przecież należy się coś nauczycielom, pielęgniarkom, lekarzom, górnikom i wszystkim tym, którzy robią coś pożytecznego. A komu zabrać kasę? Kto zarabia zbyt wiele - jak to kto! Urzędnicy! Swołocz na naszej krwawicy utuczona! Nie kwestionuję tego, że budżetówka zarabia niewiele. Jednak nauczyciele czy pielęgniarki mają to, czego odmawia się urzędnikom - możliwość prowadzenia akcji protestacyjnej. Wyjdą na ulice i już - mają zapewnioną uwagę społeczeństwa. Gdy do tego dołożyć sympatię społeczną, którą przedstawiciele tych zawodów są darzeni, to zyskują potężny argument w negocjacjach z rządem. A urzędnicy? Nie mają prawa manifestowania nawet swoich poglądów politycznych, zaś akcja protestacyjna w skarbówce została odebrana bardzo negatywnie - nie dość, że zabierają naszą kasę, to jeszcze strajkują, chamy jedne.
Każda partia polityczna ma w swoim programie wizję taniego państwa. Państwa, w którym urzędników jest niewielu, za to którzy są ekspertami w swoich dziedzinach. Urzędy są skomputeryzowane a na załatwienie sprawy nie czeka się miesiącami, tylko są załatwiane od ręki. Zaiste, piękne są wizje, a jeszcze piękniejsze są metody dążenia do nich. Cóż bowiem robiło się, robi się i będzie się robić? Urzędników wykwalifikowanych, którzy osiągnęli poziom ekspercki w swoich dziedzinach zwalnia się z pracy (za rządów PiS zwolniono wiele osób w wieku przedemerytalnym, często ekspertów), bądź po wykształceniu ich pozwala się im odejść do firm prywatnych lub samorządów (w których dostają dużo lepsze warunki finansowe). Na ich miejsce przychodzą osoby z klucza partyjnego (na których wynagrodzeniach się nie oszczędza, przecież to 'swojaki'), albo osoby 'z łapanki', bez wykształcenia. Do tego istnieją jeszcze inne sposoby łatania braków kadrowych ('aby kolejki do okienka były coraz krótsze a ludziom żyło się lepiej'), na przykład wolontariat. Tak tak, istnieje takie cudo w naszym urzędzie. Polega to na tym, że studentom kierunków związanych z administracją pozwala się pracować w urzędzie za darmo. Ma to zaowocować uzyskaniem przez nich praktyki niezbędnej w zawodzie. A jak to wygląda w rzeczywistości? Otóż rzuca się takiego nieopierzonego studenciaka na głęboką wodę - tam, gdzie brakuje pracowników, do wykonywania zadań ciężkich i nudnych. Idzie taki student na przykład do okienka, w którym siedzi osiem godzin dziennie i dokształca się w przyjmowaniu i ewidencjonowaniu dokumentów. Oczywiście, nigdy tego nie robił, idzie mu nieskładnie, kolejki się wydłużają. Do tego ktoś go musi nadzorować i kogoś musi on pytać o rzeczy, których nie wie - więc dodatkowa osoba zajmuje się nim. Osoby podchodzące do okienka mają często pytania, na które nie uzyskują odpowiedzi, więc uważają urzędników za niekompetentnych (faktycznie, mogą mieć rację, ale skąd taki studenciak może wiedzieć, na jakim formularzu składa się jaki wniosek?). Co gorsza, po codziennej ośmiogodzinnej harówie i zakończeniu wolontariatu taki student wie jedno - choćby go przypiekali go na wolnym ogniu, nie podejmie pracy w administracji. Już prędzej wyjedzie na zachód :)
Wiem wiem, łatwo jest marudzić, a ciężko podać jakieś rozsądne rozwiązanie. Co mogę zaproponować? Po pierwsze - znaczące wyrównanie wynagrodzenia w urzędach na każdym szczeblu - od lokalnego po ogólnokrajowy. Po drugie - program rozwoju zawodowego kadry, który gwarantowałby zatrudnienie na stanowiskach adekwatnych do posiadanych uprawnień i wiedzy. Po trzecie - wprowadzenie zawodowej kadry eksperckiej. Co zostanie z tego zrealizowane? Nic. Urzędy i urzędnicy nie są znaczące w oczach przeciętnego zjadacza chleba, a rząd który zdecydowałby się na daleko idącą reformę administracji rezygnując jednocześnie z realizacji własnych partykularnych interesów zostałby zniszczony przez opozycję i własnych ziomków. Dlatego też czeka się i będzie się czekać pod okienkami w urzędach.
Jeszcze słowo o nieszczęsnym artykule. Jego autorka pozwoliła sobie na stwierdzenie, że mimo ulatniającego się gazu niektórzy spokojnie palili papierosy, a atmosfera była luźna, piknikowa i pełna żarcików. Ani słowa o tym, że rzeczywiście zagrożenie wybuchem było realne. Ani słowa o tym, że ewakuacja przeprowadzona przez odpowiednie służby odbyła się sprawnie. Za to autorka zauważyła, że straż i służby gazownicze zajęły pas ruchu na ulicy, przez co zaczęła się ona korkować. Wstrętni urzędnicy, przez nich tylko korki i samo zło. Niechby już wybuchnęli sobie, bez nich byłoby lżej...
Może właśnie zamiast ewakuacji, pora na wybuch. Pora na zwrócenie uwagi na prawa i potrzeby korpusu administracyjnego. Bo skoro akcje typu 'Przyjazny Urząd' nie przynoszą rezultatów, to może erupcja gniewu ukaże społeczeństwu prawdziwą twarz urzędników.

Brak komentarzy: