Ponad rok temu męczyłem Was kolejną częścią subiektywnego wyboru wartościowych kapel zza wschodniej granicy. Tym razem, zainspirowany tym tematem na zaprzyjaźnionym forum, postanowiłem podzielić się nieco informacjami na temat bardziej lub mniej znanych kapel z kraju naszych 'bratanków'. Na potrzeby niniejszego zestawienia wyszedłem z bardzo ryzykowną tezą - mianowicie, że Węgry leżą na wschodzie. Poniekąd aczkolwiek w sumie nie odbiega ona daleko od prawdy - w sumie wybierając się swego czasu w podróż, kierowaliśmy się na Dziki Wschód...
Nox - czyli wierzgające bratanki ;)
Grupę Nox przedstawiałem już dawno, dawno temu, na łamach tego bloga. Od tego czasu nagrali kolejne płyty, które natychmiastowo znajdowały się na szczytach węgierskich list przebojów. Niestety, jeśli o mnie chodzi, to wciąż wolę słuchać ich pierwszych produkcji, niż nowych, bardzo popowych i grzecznych albumów. Wierzę jednak, ze nie powiedzieli ostatniego słowa, i nagrają jeszcze tak przesiąkniętą pozytywną energią płytą, jak Ragyogás.
Locomotiv GT - czyli muzyka moich rodziców
W czasach, gdy mocno ograniczony był dostęp do nagrań Deep Purple czy Rainbow, w polskich domach królowały albumy kapel pochodzących z krajów Układu Warszawskiego. Pierwsze rockowe winylowe płyty na jakie natrafiłem w domu to albumy SBB i Locomotiv GT właśnie. Nic więc dziwnego, że po takim przygotowaniu nie zachłysnąłem się hard rockiem w wydaniu zachodnim, lecz od razu sięgnąłem po cięższą i mroczniejszą muzykę (czyli Helloween ;) ). W ramach ciekawostki, nie mogę się oprzeć i nie rzucić jeszcze linkiem do fragmentu koncertu Węgrów z festiwalu w Sopocie, w 1973 roku - enjoy.
W podobnych klimatach operowała jeszcze grupa Skorpio - moi rodzice słuchali jej na tyle często, że jako dzieciak uważałem zespoły Skorpio i Scorpions za jeden zespół - no co, i tak nie rozumiałem o czym śpiewali, i nie rozpoznałem, że operują zupełnie innymi językami (do tego mój Tato zwykł o jednej i drugiej kapeli mawiać - Skorpionsi ;) ).
Karthago - czyli zapomnijcie o Omedze
W zasadzie nie mam pojęcia, dlaczego wszyscy doskonale pamiętają o Omedze, a zapominają o Karthago. Kolejny świetny band, który mocno kojarzy mi się z dzieciństwem i tym, czego słuchali moi rodzice. Obok nieśmiertelnych ballad Budki Suflera czy Perfektu współistniały wspaniałe Requiem czy umieszczona wyżej 'Droga Przodków'. Łakomy kąsek dla fanów rocka progresywnego, być może złowią uchem nuty, które kojarzą z dzieciństwa :)
Solaris - czyli w hołdzie dla Lema
W zasadzie miałem duży problem z wyborem klipu wystarczająco reprezentatywnego dla progresywnych rockmenów z Solaris. A wszystko dlatego, że ich muzyka nie pozwala się prosto zaszufladkować. Raz grają tak, że mogą być uznani za węgierską odpowiedź na Pink Floyd, innym razem wykorzystanie fletu jako głównego instrumentu zbliża ich do innych Brytyjczyków - Yes. W ich muzyce pobrzmiewają też echa Camel i King Crimson (mnie osobiście kojarzą się z pierwszymi płytami inowrocławskiego Quidam) - myślę, że to wystarczająca rekomendacja do wysłuchania ich propozycji.
Pokolgép - czyli 'Nie, psze pana, Manowar występują po nas...'
'Nie, psze pana, nie jesteśmy Helloween', 'Nie, psze pana, nie Prusakolep'. Pokolgép, czyli po naszemu Piekielna Maszyna, było o ile dobrze pamiętam jedną z kapel, którymi fascynował się mój starszy kuzyn z Warszawy. Prekursorzy heavy metalu na Węgrzech, nie wstydzący się swoich inspiracji, by nie rzec - otwarcie kopiujący kapele zza Żelaznej Kurtyny. I tu ciekawostka - o ile polskie bandy metalowe lat osiemdziesiątych wybierały rodzący się thrash, lub zostawały pod znaczącym wpływem bandów hard rockowych, o tyle Węgrom było bardziej po drodze z galopującymi heavy metalowcami (co cieszy moje uszy ;) ). Warto również rzucić uchem na dokonania ich krajan z Ossian (nie mylić z polskim Osjan) - chłopaki nasłuchali się pierwszych płyt Iron Maiden i przerobili je na węgierską modłę..
Tankcsapda - czyli smocze zęby z Debreczyna
Smocze zęby to nazwa umocnień przeciwczołgowych z okresu drugiej wojny światowej, i taką nazwę wybrali sobie rockmeni z Debreczyna. Chłopaki mają na koncie 19 albumów, wypełnionych siarczystym hard rockiem starej szkoły. Dodać do tego inspiracje klasycznym heavy metalem i mamy kolejną węgierską gwiazdę pierwszej wody. Aż żal bierze, że nie ma podobnej wśród naszych, polskich rockowych składów (bo najbardziej zbliżonemu stylistycznie Hunterowi brakuje jeszcze sporo do osiągnięcia podobnego statusu). Zespół poza swoim rodzimym krajem jest ponoć najbardziej znany dzięki balladzie 'Lasts Forever', lecz mnie o wiele bardziej przekonuje jego ostrzejsze, bardziej zadziorne oblicze.
Ektomorf - czyli brazylijscy cyganie znad Dunaju
Conan's First Date - czyli kierunek - Szwecja!
Attila Csihar - czyli Don Chichot undergroundu
Sear Bliss - czyli zmiana goni zmianę
Autumn Twilight - czyli jak słodko być smutasem
Dalriada - czyli opiewając madziarskie lasy
"W muzyce heavy metalowej częstymi motywami są zjawiska nadprzyrodzone, takie jak: las, duch, mrok i dziewica". Zdanie to od jakiegoś czasu nieprzerwanie towarzyszy Najlepszej z Najlepszych i mnie we wszelakich muzycznych podróżach. Nie mogłem się oprzeć pokusie umieszczenia go tutaj, bo pasuje do powyższego klipu jak znalazł: jest las, jest mrok, snującego się po lesie bladawego młodzieńca można z dużą dozą dobrej woli uznać za ducha, zaś nadobną niewiastę w kapturze - za dziewicę. Wszystko się zgadza - nawet te zjawiska nadprzyrodzone ;)
1 komentarz:
O matko, przypomniałeś mi Locomotiv GT (pamiętam winyle zdzierane przez Tatę na gramofonie marki bodajże Unitra) - wspomnienia wracają ;)
Prześlij komentarz