wtorek, 21 kwietnia 2009

Na Wschód... Tam musi być jakaś cywilizacja! - część II

Prawie rok temu męczyłem Was całkowicie subiektywnym wyborem kapel zza wschodniej granicy, prezentujących przeróżne odmiany muzyki łatwej i przyjemnej. Jako, że świat idzie do przodu (a także zainspirowany poniekąd tym wpisem) postanowiłem umieścić na swym blogu kolejnych kilka zespołów wartych polecenia. Zdaję sobie sprawę, że to wciąż tylko wierzchołek góry lodowej, i że w krajach post-sowieckich działa masa wartościowych bandów, ale powolutku, sukcesywnie kolejne nazwy będą się pojawiać na tym blogu. Obiecuję :)

Аркона - czyli powrót do przeszłości

Arkona już była prezentowana na łamach tego bloga. Jednak widząc ten teledysk, nie mogłem się oprzeć, by przypomnieć o tym zespole. Są teraz Naprawdę Wielcy, liderują całej rosyjskiej scenie folk viking pagan slavonic black death metalu. Teraz jest ich czas, więc warto zapoznać się z ich twórczością. No i Masza, kobieta o niedźwiedziej gardzieli...

Ария - czyli weterani sceny

Aria to jeden z pierwszych radzieckich zespołów rockowych w ogóle. Ich geneza sięga połowy lat siedemdziesiątych, acz jako oficjalną datę założenia zespołu podaje się rok 1983. O historii zespołu można by książkę napisać, warto jednak wiedzieć, iż grupa jako pierwsza z rockowych sław ZSRR grała koncerty na Zgniłym Zachodzie. Do historii także przejdzie okładka tego albumu :) Aria gra do dziś, a na początku maja koncertuje w warszawskiej Progresji.

Кипелов - czyli kariera na własną rękę

Walerij Kipelov to długoletni wokalista Arii, który w roku 2002 na skutek różnic w kwestiach muzycznych, finansowych i społecznych opuścił zespół. Obecnie nagrywa własna muzykę, która nie odbiega zbytnio od tego, co prezentowała jego macierzysta grupa (no, może jest w niej więcej ckliwych pościelów...).

Кукрыниксы - czyli ghothycka rewolucja

Kukryniksy poznałem przypadkiem, gdy szperałem po sieci w poszukiwaniu muzyki grupy Kino. Zespół powstał jako kapela stricte punkowa, jednak z czasem jego muzyka ewoluowała i skierowała się w rejony emo-gotyckie. Hm, słyszałem gorszych reprezentantów tej sceny, warto dać chłopakom szansę i posłuchać ich rzewnych, słowiańskich zawodzeń.

Любэ - czyli żołnierska grochówka

Ljube podobno jest ólóbionym zespołem Władimira Żyrinowskiego. Ljube podobno jest ólóbionym zespołem Władimira Putina. Ljube podobno jest ólóbionym zespołem... Tak można by długo wymieniać. Ljube ma w Rosji status podobny do polskiego Raz Dwa Trzy - niby nikt ich nie słucha, ale wszyscy znają ich piosenki, a osobistości chętnie przyznają się do bycia fanami zespołu. Poza tym Ljube śpiewa o wojnie, weteranach, walce i przelewie krwi, co w kraju, w którym każdy, kto nie jest kaleką, przechodzi obowiązkową służbę wojskową, gwarantuje im sporą grupę docelową :) Ich piosenki świetnie sprawdzają się w charakterze pieśni biesiadnych, a nie ma przecież nic piękniejszego niż wspólna biesiada z kolegami z wojska...

Romove Rikoito - czyli akustycy z Prus

Romove Rikoito to kapela, która neofolka łączy z klasycystycznym brzmieniem smyków i wszystko to podlewa ambientoidalnym sosem. Rewelacyjni koncertowo - o ile ktoś jest nastawiony na kontemplację a nie na szaleństwa (wciąż wspominam ich występ na małej scenie Castle Party 2000). Zespół w tekstach krzewi kulturę Pruską w pierwotnej jaćwięgowsko-sasinowskiej istocie, zaś jego członkowie są mocno zaangażowani w tzw. ruch pogański.

Siela - czyli przeobrażenie motyla

Na początku Siela grała gotyk. Czysty, inspirowany TFOTN i TSOM, nieskażony elementami elektro. Ale elektro ukochało sobie Bałtów, i wżarło się głęboko w tamtejszą brać gotycką. I spytała Siela tamtejszych gotów - azaliż będziecie nas słuchać? Tylko jeśli gracie elektro - odpowiedzieli goci. Zasępiła się Siela, że trzeba będzie bufiaste-falbaniaste kiece sprzedać, lateks kupić i bita dodać. Aż przyszedł czas, że Siela bita dodała i lateks kupiła. I było wiele radości.

Anapilis - czyli bałtyjski gotyk

Nie wszystkie zespoły poszły śladem Sieli. Anapilis do nich nie należał. Zespół powstał pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku w Kownie. Jego członkowie od samego początku są związani z festiwalami Kunigunda Lunaria i Menuo Juodragis. Muzyka kapeli to czysty, oldskulowy gotyk z lekkimi naleciałościami folkowymi. Band jest dość chimeryczny - nagrywał od przypadku do przypadku i gustował w krótkich formach - EP'kach.

Zalvarinis - czyli 'gówna nie sprzedaję'

Tak zareagował pan prowadzący stoisko Dangus Music na Castle Party bodajże w 2006 roku na pytanie o płyty Zalvarinis bądź projektu Ugnelakis. Cóż, może dla niego, który siedzi w scenie litewskiej i promuje ją od lat, muzyka tych kapel nadaje się do podtarcia tyłka. Ale - gusta są różne, i dla mnie Zalvarinis gra całkiem strawną mieszankę folku i rocka. Ale to możecie ocenić sami.

Theodor Bastard - czyli ci posępni peterburżanie

Na zakończenie perełka - Theodor Bastard to rosyjska kapela gotycko/cold wave. Choć nie jest szeroko znana w Polsce, to mogła zdobyć popularność pojawiając się na pewnym festiwalu muzycznym, który przynajmniej dwukrotnie został wspomniany w tym wpisie. Niestety - Rosjanie w Polsce nie wystąpili i są przez to znani bardziej wśród fanów twórczości Kol'a Belov'a, niż wśród fanów mrocznej muzy, a szkoda. Kol Belov - autor teledysku - jest zresztą świetnym kandydatem do cyklu 'Mam Talent', gdyż jego specyficzne animacje potrafią poruszyć do żywego. Polecam.

Vicious Crusade - czyli epoka berka kucanego

Vicious Crusade to zespół z Mińska, z Białorusi. I to powinno wystarczyć. W reżimie Łukaszenki są w stanie nagrywać płyty, na których rzeczywiście słychać coś więcej niż pierdzenie wzmacniaczy. Co więcej, w swoim kraju zaczynają stawać się legendą, taką samą jak kiedyś Aria w Rosji, czy Kat u nas.

Dub Buk - czyli Sieg-maschine z Charkowa

Ukraińcy z Dub Buk to wyznawcy popularnego na wschodzie łączenia satanizmu z kulturą zamawiania trzech piw przez podniesienie ręki. W swoim agresywnym black metalu znajdują miejsce dla dziarskich, ludowych melodyjek, które wychodzą spod palców nadobnej niewiasty. Dzięki temu muzyka grupy zyskuje szeroką paletę folkowych barw. Jak dla mnie numer jeden z Ukrainy. Tego trzeba posłuchać, to trzeba znać!

Temnozor - czyli mroźne klimaty

Temnozor to kolejny przedstawiciel łączenia pogaństwa, satanizmu i nazizmu w jeden konglomerat - cóż, chłopaki starają się być jak najbardziej radykalni. Kapela powstała w 1996 roku niedaleko (jak na warunki rosyjskie) Moskwy. Od samego początku łączyli łagodne akustyczne brzmienia i ostre napierdalanie. Dla niektórych połączenie tych muzycznych stylów jest równie niestrawne, jak połączenie ideologii, ja jednak nie robię z tego problemu i grupę szanuję. Bo fajnie napierdalają.

Apraxia - czyli szatany z Witebska

I oto ostatnia z prezentowanych Kapel - białoruska Apraxia. Udało im się ciekawie połączyć viking metal z folkiem. Poza tym głoszą wiarę w przodków i sympatyzują z nurtem NSBM. No i mają w swej dyskografii okładkę z Białym Czarodziejem - jak można ich nie lubić?

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Masza z Арконy ma niesamowicie głęboki głos, rewela!

Fajny wpis, dużo dobrej muzy.

Furiath

Vereena pisze...

Ano, potwierdzam - dużo fajnej muzy, w tym kilkoro moich niekwestionowanych faworytów (Dub Buk i Temnozor dla mnie tej wiosny rządzą, wyprzedzają nawet Kulgrindę ;P). Intryguje mnie tylko, jakim cudem, mieszkając z Tobą pod jednym dachem, nie słyszałam wcześniej Apraxii? No jakim cudem, się pytam? Protestuję przeciwko utajaniu fajnej muzyki!A wpis mi się bardzo. A nawet bardziej :)