piątek, 17 października 2008

Gdzie Polak jest Polakiem.


Disclaimer: Poglądy zawarte w poniższym tekście są jedynie trzeźwym spojrzeniem piszącego, osoby jak najbardziej niewierzącej, na otaczającą go rzeczywistość. Dla katolika mogą być obrazoburcze, dla patrioty mogą być antypolskie. Istota myśląca wyciągnie swoje własne wnioski.

Podobno jeden obraz wart jest tysiąc słów.

Nawet tysiąc słów to zbyt mało, aby opisać ogrom wrażeń, jakie targały mną po wizycie w Licheniu. Licheń, to mała wioska, w której wedle legendy odnaleziono w szczerym polu 'cudowny obraz' Matki Boskiej. Wedle źródeł słynący z cudów wizerunek Matki Bożej Licheńskiej pochodzi z drugiej połowy XVIII w. Nieznany malarz na cienkiej, modrzewiowej desce przedstawił pełną smutku Najświętszą Maryję Pannę, spoglądającą na rozpostartego na Jej piersiach orła białego w koronie. Obraz przeznaczony był najpierw do prywatnych modlitw, szybko stał się jednak obiektem kultu. Niemały wpływ miały na to objawienia Matki Bożej w pobliskim lesie - a to wzywała do nawrócenia, a to straszyła zarazą, a to prosiła o modlitwę.

W Licheniu pierwotnie stała sosna z maleńką kapliczką z obrazem, jak podają źródła (...) sosna była smukła, gałęzista, rosła bujnie, ale potem pielgrzymi zaczęli ją obłupywać na relikwie, bo one uzdrawiały chorych i wtedy drzewo zaczęło schnąć. Podparto je drągami, aby się nie przewróciło. W roku 1902 sosnę obmurowano - tak, że znalazła się a kapliczce. Kapliczka szybko zmieniła się w kościół, malowniczo położony nad brzegiem jeziora, w pobliżu źródełka, które miało mieć uzdrawiającą moc. Historia zaś nabrała tempa w momencie, gdy w 1949 roku do Lichenia sprowadzeni zostali Mariani. (...) Licheń po wojnie był jedną z najuboższych wsi i parafii w Polsce. Prowadziły tu wyłącznie polne, piaszczyste lub błotniste drogi. Domki, najczęściej z gliny, pokryte były słomianą strzechą. W pobliżu kościoła znajdował się długi "czworak" dworski, sterczące mury i komin zniszczonej gorzelni. Ubogi kościół, zaniedbany cmentarz, mała, odrapana plebania i piękna, otoczona lasami i wodą okolica to był widok, jaki ukazał się oczom przybyłych do Lichenia marianów. Taką sytuację zastał ks. mgr Eugeniusz Makulski, którego biznesplan stał się zaczątkiem jednego z najbardziej niezwykłych przedsięwzięć w powojennej Polsce.

Mariani robili wszystko, aby Licheń trafił na mapę polskich sanktuariów maryjnych, obok zakorzenionych głęboko w tradycji Jasnej Góry, Świętej Lipki i innych. Cóż zrobić, by przywabić pielgrzymów w szczere pole, do miejsca bez tradycji historycznych, w sytuacji, gdy w promieniu 50 kilometrów od dowolnie wybranej miejscowości w Polsce istnieje jakieś 'cudowne żródełko'? Do tego trzeba śmiałego planu. I ksiądz Makulski taki plan znalazł.

Po przemianach ustrojowych 1989 roku rozpoczęły się dobre czasy dla Kościoła Katolickiego w Polsce. Pierwsi 'biznesmeni', ci od białych skarpetek i straganów z towarami z Berlina Zachodniego, potrzebowali wsparcia ideowego. W dobrym tonie były hojne ofiary na kościół, a ludzie ci zaprawdę mieli co ofiarować. Powstał więc plan, że w Licheniu ex nihilo powstanie Bazylika, przyćmiewająca rozmiarem i przepychem świątynie Rzymu, Konstantynopola czy Barcelony. Bazylika, która ma być darem Narodu Polskiego dla Matki Bożej i jej Syna, oraz jednocześnie ofiarą wotywną kościoła w Polsce na trzecie tysiąclecie. Bazylika, której budowa w całości miała być sfinansowana z darów obywateli. Największa świątynia w Polsce.

I oto jest, góruje nad okolicą niczym słowiańska Hagia Sophia, ponury symbol potęgi polskiego narodu. Skrzy się w słońcu niczym drogocenny klejnot, nocą zaś dzięki iluminacji widać ją na wiele kilometrów wokół. Monumentalny pomnik polskości, gargantuiczne uosobienie wszystkich przywar naszego ludu. Mokry sen elektoratu Samoobrony.

Diabeł tkwi w szczegółach.

Pierwsza myśl, która trafiła do mej głowy zbliżając się do Lichenia, brzmiała: 'To nie może być aż tak wielkie'. A jednak. Wyobraźcie sobie, że świątynia ta jest wysoka jak połowa Pałacu Kultury i Nauki - a więc ma jakieś 20 pięter. Oczywiście nie można mówić o kondygnacjach, bo w środku, jak w większości kościołów, jest wolna przestrzeń. Nawa główna wraz z nawami bocznymi i kaplicami ma powierzchnię dwóch boisk do gry w piłkę nożną!

Pierwsze wrażenie - także na plus. Z zewnątrz Bazylika prezentuje się bardzo okazale. Kopułę nad nawą pokryto ponoć prawdziwą złotą blachą! To widać, w słońcu widok jest oszołamiający. Do tego sporo posągów, wielkie kolumny, witraże, a w środku malowidła. Styl - przaśny barok, dużo złoceń, gwiazdy na sklepieniu. Fajne :).

Ale to pierwsze wrażenie mija szybko, gdy ktoś - jak ja - nie podda się nastrojowi panującemu w Licheniu. Gdy - jak niewierny Tomasz - wszędzie łazi, wpycha swoje łapy w ranę w boku Zbawiciela i myśli, miast modlić się. Na początku napisałem, ze jeden obraz wart jest tysiąc słów. Pora przedstawić więc kilka tysięcy słów wołających z Lichenia.


Przepych Lichenia jest typowo polski. Na pokaz. Gdy zwróciłem uwagę na wyjątkowo ładne obręcze na kolumnach z płaskorzeźbą liści dębowych i żołędzi (nie znam się na architekturze, więc wybaczcie laikowi brak fachowego nazewnictwa), okazało się, że są zrobione z tworzywa sztucznego. Nie ciężkie, odlane z żeliwa, czy wyrzeźbione w kamieniu, ale lekkie i przaśne, jak krasnale ogrodowe. Przypuszczam, że orzeł, który zrywa się do lotu na zdjęciu powyżej, jest również zrobiony z podobnego materiału. Posadzki w bazylice są kamienne. O ile nawa główna szczyci się pięknym ułożeniem płyt, a nawet mozaiką przed ołtarzem, o tyle boczne przejścia między ławkami sprawiają wrażenie układanych z tego materiału, który akurat dowieziono, czyli 'tu czarny granit, tam czerwony', bez ładu i składu. Choć mogę się mylić, i - jak w Indianie Jonesie - podłoga kryje w sobie jakieś malowidło, które można ujrzeć tylko z krużganków czy chóru.

Wnętrze świątyni ma onieśmielać przepychem. I tak jest, kolumny są złocone, ale perfidną złotą farbą Duluxa czy innej Śnieżki. Pod sufitem rozciąga się prawdziwe niebo pełne gwiazd. Zawsze myślałem, że gwiazdy w kościele to symbole, i musi być ich określona liczba, by symbolizowały... no... te symbole. Tu zaś sufit upstrzony jest gwiazdami. Z uwagi na gabaryty świątyni można przyjąć, że będzie ich po jednej na każdego apostoła, dzień w roku, błogosławionych a i jeszcze zostanie trochę na ewentualne beatyfikacje :) No i organy - umieszczone nietypowo, bo nie tylko na chórze, ale i w różnych punktach kościoła - ciekawe tylko, czy rzeczywiście grają, czy nie są to atrapy, a dźwięki nie pochodzą ze sprytnie ukrytych głośników nagłaśniających przysłowiowe Casio...
Tu widok w stronę ołtarza z nawy bocznej. Same nawy boczne mają rozmiar sporego kościoła. Widać też całkiem niezłe, stylizowane malowidła nad wyjściem do zakrystii. Zwróćcie też uwagę na ilość małych obrazków wiszących niedaleko ołtarza. Na zdjęciu wydają się malutkie, w rzeczywistości każdy z nich ma ponad metr wysokości...

Pamiętacie orzełka z kolumny sprzed świątyni? Tu siedzi jego brat bliźniak. W ten sposób doszliśmy do bardzo ciekawej sprawy. Licheń musi budować swoją pozycję wśród sanktuariów polskich. Jasna Góra ma Czarną Madonnę, Szwedów, Kordeckiego - słowem - historię. Licheń postawił na uczucia patriotyczne. My jesteśmy solą tej ziemi. My - Polacy. My, katolicy. Wszak Polak - to katolik. Więc w Licheniu roi się od symboli. Są zrywające się do lotu orły (czy rzeczywiście wysokich lotów, oceńcie sami), są liście dębu i żołędzie wśród ornamentów (wszak dąb to typowo polskie drzewo). Jeśli powiększycie poprzednią fotę, to na obrazie o którym wspominałem zobaczycie polskich królów czekających na błogosławieństwo przed wyruszeniem w bój - skrzydła husarii przewijają się na niejednym malowidle.

No właśnie. Husaria. Ławki kościelne zabiły mnie swoim designem. Jak najbardziej jestem sobie w stanie wyobrazić morze wiernych, prostych ludzi, którzy oszołomieni Bazyliką i misterium mszy, uznają siebie za Wojsko Chrystusa, za siłę własną piersią broniącą słusznej - bo katolickiej, znaczy polskiej - sprawy. A husarskie skrzydła będą im łopotały na wietrze. 'Wodzu prowadź nas na Kowno!' chciałoby się zakrzyknąć. Ale spokojnie, Wódz także jest w tej świątyni, czeka, przyczajony, i knuje.
Na 2000 rocznicę narodzin pewnego kolesia z Betlejem przygotowano piękny obrazek w najlepszym polskim stylu. Znaczy się 12 na 5 metrów. Z jednej strony łaciną tekst 'Chrystus się nam narodził', z drugiej 'Polska zawsze wierna', a po środku 'Chałwa na wysokościach' :). Kogóż to nie mamy na tym obrazku - są i Chrzciciele, i Obrońca Chrześcijaństwa (z otomańskim buńczukiem u stóp), Prymas i Elektryk, jest Urna Krzywdy (wraz z Urną Bohaterów), jest Wirtuoz i Męczennik, wreszcie Wódz i Wyzwoliciel - a wszyscy w cieniu Papy. W tle majaczą Giewont, Jasna Góra, Wawel i Kolumna Zygmunta. No i nieśmiertelne polskie wierzby. Piękne.



Teraz pora na kącik pamięci o Jakże Ważnych Polakach (Patrzcie I Uczcie Się). Bez nich nie byłoby mowy o wolnej Polsce, orzełki to moglibyście podziwiać, ale dwugłowe ;). Wielcy to byli ludzie... ale czy naprawdę trzeba uczcić ich pamięć bohomazami ućkanymi w świątyni?? Podkreślam - to nie muzeum, to miejsce kultu! Czy może mam przed takim obrazem odmówić nowennę do Matejki... 'O, Janie, ześlij na mnie wenę, albowiem wielkie były dzieła Twoje...'.

Przed świątynią stoi Papa. Jego pomniki stają się teraz tak powszechne, że chyba każdy się zdążył do nich przyzwyczaić. Ten jednak pomnik jest szczególny. Dla mnie bowiem, jest to pomnik pychy ludzkiej porównywalny w biblijną Wieżą Babel. U stóp Papy klęczy bowiem pewien megaloman, ofiarujący Papieżowi owoc swojej megalomanii, który zresztą stoi za plecami posągu. Jakże pysznym człowiekiem trzeba być, żeby w taki sposób siebie uwiecznić! Czy pomnik jest ze spiżu - nie sprawdzałem. I tak nie udałoby mi się przeskoczyć cokołu...

Po wizycie w Bazylice nastąpiła ta przyjemniejsza część zwiedzania - park, który przepięknie wygląda tej jesieni, kościółek nad jeziorem i wspomniane na wstępie źródełko. Cisza, spokój i wiewiórki harcujące na drzewach i ganiające się między krzewami. Sielanka. Licheń ma miejsca, które potrafią zauroczyć...

Ale niestety przyjemność czerpaną ze spaceru musiały niweczyć upakowane gęsto sklepiki z pamiątkami, księgarnie katolickie i stoiska z dewocjonaliami. Dla każdego coś szczególnego - od okropnych fluorescencyjnych figurek Maryi, przez specjalne buteleczki na cudowną wodę, po płyty CD z 'ulubionymi piosenkami papieża'. Jakby Jan Paweł II nie słuchał innej muzyki poza 'Barką' i 'Czarną Madonną'! Do tego wszędzie rozstawione solidne skrzynie - skarbonki 'na budowę świątyni', które szybko upłynniają zbędny bilon z kieszeni wiernych... No i nowość - elektryczny symbol modlitwy - wrzuć pieniążek (1, 2 lub 5 PLN) a zapali się żarówka i będzie widocznym symbolem Twoich modłów.

Na koniec - wisienka na torcie. Golgota. Tjaaaa... W Licheniu można przejść specjalną, pokutną drogę krzyżową. Oczywiście jest pomyślana tak, aby tłum rozmodlonych staruszek wiernych dał sobie radę z jej pokonaniem. Na początku myślałem, że Golgota mnie niczym nie zaskoczy. Myliłem się bardzo. Już na starcie rozśmieszył mnie fakt, że co kilkanaście kroków, między tabliczkami z nazwami miejsc w których ginęli Polacy (Majdanek, Katyń, Pawiak) znalazły się - uwaga - relikwie w postaci Kamieni. Kamień z Góry Kuszenia, z Góry Kazań, z Grobu w Jerozolimie. Fajnie fajnie, gdyby nie szczegół, ze kamienie te to fragmenty jakiejś specjalnej ceramiki wtopione w narzutowe głazy, z jakich usypana jest Golgota. Do tego obok schodów pokutnych, które z uwagi na bardzo niski strop należy pokonywać na kolanach, znalazły się również Groty. Niektóre były stylizowane na groby Jezusa i Maryi (w końcu to Licheń), inne zaś... (UWAGA: Sceny drastyczne!)


Przyznam szczerze, że te obrazy warte są nie tysiąc, a dziesięć tysięcy słów. Komentował nie będę. A, dla rozładowania atmosfery, warto rzucić okiem na jedynych mieszkańców Lichenia, którzy żyją sobie spokojnie, modląc się jedynie o orzechy :)