środa, 16 marca 2011

Historie spomiędzy dwóch światów.

Jestem fanem dobrze odegranych coverów. Uważam, że utwory, które zna się niemal na pamięć wiele zyskują w interpretacji innych artystów. Tu zmieniona solówka, tam dodane kilka akordów i mamy odświeżony numer, który często potrafi zapisać się w pamięci często o wiele mocniej, niż oryginał. Dlatego czasem szperam sobie w sieci, szukając nowych interpretacji znanych i lubianych utworów.

Dziś w głowie siedział mi mocno wielki przebój Hiszpanów z Heroes Del Silencio, czyli 'Entre dos tierras'. Numer z nagranej w 1990 roku płyty 'Senderos de traición' usłyszałem po raz pierwszy będąc nastolatkiem, jednak nie zrobił on na mnie wrażenia (był najwyraźniej zbyt mało ekstremalny) i szybko o nim zapomniałem. Całkiem niedawno to Najlepsza z Najlepszych przypomniała mi i o Heroes Del Silencio, i o 'Między Dwoma Światami' :) Tym razem coś 'zażarło', piosenka bardzo się spodobała i zacząłem często do niej wracać. Aż postanowiłem poszukać wariacji na jej temat w wykonaniu różnych, często dość niszowych wykonawców...

Darkseed to kapela z Niemiec, która dość płynnie przeszła z mrocznego i ponurego gothic metalu w stronę światła (a obecnie nawet w stronę industrii) ;). Próżno szukać tego numeru na oficjalnym wydawnictwie sygnowanym nazwą zespołu, przypuszczalnie trafił on na jakąś kompilację. Niemniej jednak ta wersja jest godna uwagi z racji odpowiedniego dociążenia brzmienia i lekkiego podkręcenia tempa. Chłopaki dają radę, w przeciwieństwie do Włochów z Evenfall...

Evenfall zdecydowali się umieścić ten numer na wydanym w 2002 roku albumie 'Cumbersome'. Niedługo po tym zespół miast spijać ambrozje światowej kariery - rozpadł się. Powiem krótko - ta przeróbka zawiera w sobie to co najgorsze w gothic metalu. Kiepsko brzmiące gitary masakrujące fajnie przecież zaczynający się wstęp do utworu, 'plastikowe' klawisze grające główną linię melodyczną dodając momentami taneczne wstawki rodem z potworków Crematory, omdlewająca niewiasta z niezłym warsztatem - i niestety absolutnie bezpłciowym głosem, wreszcie wtórujący jej wypluwający flaki dżentelmen, którego partie są absolutnie niepotrzebne. Cóż - czasami dobre chęci nie wystarczą. Oni z pojedynku z tym kawałkiem wyjechali na tarczy.

Zupełnie inne klimaty zapodał niejaki SantaFlow, hiphopowiec z Madrytu. Skrecze, pogłosy, nu-metalowe brzmienia gitar, niesamowita motoryka i jednocześnie bujające rapowane zwrotki przywodzące na mi myśl salsę i znienawidzoną przeze mnie kapelą Crazy Town. Tu jednak wszystko pasuje jak ulał, dźwięki współgrają ze sobą a sam numer zyskuje wręcz eksplodującą energię. Dla mnie bomba, choć przecież daleko mi do tego muzycznego stylu...

Nieco bliżej mi do tego, co proponuje na swych płytach Topmodelz, czyli alter ego DJ'a Pulsedrivera. Bit, dużo bitu, jeszcze więcej bitu, przestrzeń, odgłosy stadionu, melodyjki rodem z Love Parade, wszystko w marszowym tempie, świetnie nadającym się do miksowania podczas imprez. Osobiście jestem zwolennikiem remiksowania rocka i techno, bo dzięki temu powstaje świetna, bujająca muzyka i na parkiet, i do auta. Ot, choćby taka :)

Jeśli kiedykolwiek byliście ciekawi, jak brzmieliby Heroes Del Silencio, gdyby zamiast gitar mieli trąby, zamiast basu - tuby a zamiast strun głosowych - puzony, to waszą ciekawość zaspokoją członkowie niemieckiej orkiestry dętej z Heitersheim. Brzmienie? Czysta potęga i moc :)

Jak natomiast zabrzmiałby zespół, gdyby podczas koncertu odcięto prąd i zostali zmuszeni do odśpiewania swego największego hitu a capella? Pewnie tak, jak Portugalczycy z Vozes da Rádio, zespołu wokalnego będącego czymś pomiędzy Audiofeels a Grupą Mozarta. Trzeba oddać im sprawiedliwość, są świetni, lecz Van Canto nie przebiją :P

Na koniec absolutna rewelacja, czyli to, jak 'Entre dos tierras' powinien zabrzmieć w nowym millenium. Skizoo pochodzą z Madrytu i są pogrobowcami legendy hiszpańskiej sceny alternatywnej - Sôber, czyli kapeli bardzo mocno zainspirowanej Heroes Del Silencio. Co mi się podoba w tej interpretacji? Absolutnie wszystko: tempo, brzmienie, niesamowity wokal, niemalże identyczny z oryginałem, a przede wszystkim maleńki dodatek w postaci kilku niemalże zimnofalowych dźwięków odegranych na gitarze podczas cody i zwrotki. Dla mnie bomba.

BONUS:
... nie byłbym sobą, gdybym nie przedstawił nadziei meksykańskiej sceny metalowej - Aenemy. Chłopaki pokazali, że odrobina dobrych pomysłów i samozaparcia wystarczy, aby za pomocą zwykłej kamery zarejestrować teledysk, który może równać się z klipami takich tuzów, jak Guns'n Roses, a może nawet Immortal... Z którymi dzielenia sceny szczerze im życzę i przyrzekam zainteresować się bliżej losami zespołu :)