czwartek, 4 lutego 2010

You, me & WII.

Niejaki Gavin Friday śpiewał onegdaj o kłótniach, które w każdym, nawet najlepszym związku zdarzają się, bo zdarzyć się muszą. Że niby jestem ja, jesteś ty, a między nami wojna światowa numer trzy. Że ból, że łzy, że pot... ale ja nie o tym miałem dziś naskrobać.

A może jednak o tym?

Wszystko zaczęło się przez moją gębę niewyparzoną. Było trzymać buzię na kłódkę, i nie wspominać Szanownej Małżonce o tym, jak to czytująca tego bloga koleżanka z pracy przyjaciółka z lat szczenięcych została obdarowana sprzętem do Nieinwazyjnego Spalania Kalorii w Domu. Rzucona mimochodem wzmianka stała się zaczątkiem całkiem potężnego sporu...

- Wiesz, mąż sprawił znajomej WII - rzuciłem między anihilacją jednego niemilca a pozyskaniem rudy kobaltu z niedalekiego złoża. - I ona bardzo to sobie chwali.
- Mhm, - dobiegło z fotela obok. Najlepsza z Najlepszych ewidentnie wysyłała na tamten świat kolejny zastęp gethów.
- Czego to ludzie nie wymyślą... Kiedyś człowiek ślinił się na widok Road Race, a teraz nawet można mieć komputerowego osobistego trenera i ćwiczyć jogę przed ekranem... - kontynuowałem, ponieważ Raptus miał przed sobą jakieś trzy minuty nudnego lotu z jednego końca planszy na drugi.
- Trener? Joga? - Najlepsza z Najlepszych zastrzygła uszami. Chwilowy brak koncentracji sprawił, że jej ekran rozbłysł i pokrył się czerwienią. - Ale jak to tak?
- No, ponoć siedzisz sobie przed telewizorem i ćwiczysz. I spalasz kalorie.

Pół godziny później Najlepsza z Najlepszych odkrywała świat Nintendo w internecie.
- Wyobraź sobie, że mają Medal of Honor! - prawie krzyczała. - I nawet tę twoją Fifę! I trzeba się ruszać! Skakać! A jak dokupisz sobie kontroler, to obmierzy Ci BMI, puls, ustali dietę, zaparzy kawę i to wszystko nie wychodząc z domu!
Smętnie pomyślałem o niedawno nabytej wadze stojącej w łazience. Faktycznie, ona kawy nie parzy...
- I będziemy mogli grać w tenisa! I kręgle! Może nawet w dwie osoby jednocześnie!

Kolejne dni wypełnione zostały prośbami, groźbami, udowadnianiem wyższości WII nad PS3, XBoxem 360 i Canal+ Sport, stwierdzeniami, że absolutnie nie będzie przeszkadzała nam dodatkowa maszyneria (po PeCetach, Złommodorku i służbowym lapie już ósma w naszym domu) i że na pewno jest da nam więcej frajdy niż designerski Dell Inspiron. Cóż robić, jestem tylko facetem. No skusiła mnie ta Fifa z Lewandowskim na okładce, no.

Więc jest, stoi sobie na honorowym miejscu i łypie na nas diodą.

Na początku było tak fajnie. Podłączyć WII potrafi nawet średnio rozgarnięty pięciolatek. Baterie do kontrolerów, kabelek do prądu, kolejny do telewizora i ostatni do czujnika ruchu. Wszystko w zestawie. Super. Konsola poprosiła nas ślicznie o stworzenie swoich avatarów - tak zwanych Mii. Było wiele radości. Najlepsza z Najlepszych stworzyła sobie śliczną dziewczynkę w czerwieni, ja zaś sprawiłem sobie długiego i chudego jak tyczka łysola z wielką głową. Tenis okazał się wciągający, jednak nie tak jak łucznictwo. Pół wieczoru spędziliśmy szyjąc z łuku do coraz to dalej oddalonych celów.

Drugiego dnia Najlepsza etc. przypomniała sobie, że pora poćwiczyć. Stepper na podłogę, Fit Plus do napędu, i dawaj! Na początku pomiary, i tu gra wycięła mi paskudny numer. Po pomiarach, mój śliczny, chudziutki avatarek przybrał na wadze. I to sporo. Co więcej, nie udało mi się go odchudzić. Cóż, może gdy kolejne pomiary wykażą poprawę, jego wygląd wróci do normy. Póki co jednak, przypomina on małą okrąglutką bulwę. Z wielką głową oczywiście. Aha, BMI jest liczone chyba dla Japończyków. Przy moich 194 cm wzrostu, WII zaproponowała idealną wagę 82 kg, czyli o jakieś 12 kilo mniej, niż staram się osiągnąć :)

Co oferuje domowy trener? Całą masę ćwiczeń, do wyboru, do koloru. Tak, jogę też. Tak, naprawdę. Po prawdzie, są to ćwiczenia, które kazała mi wykonywać Pani Przedszkolanka. A potem Pani Wychowawczyni. Nie zmienia to jednak faktu, że po półgodzinnej sesji z WII potrafię być ledwie żywy delikatnie zmęczony, a jogging w Fit Plus wyciąga ze mnie siódme poty wyciąga ze mnie siódme poty.

Gry, które dostajesz w pudełku z konsolą i kontrolerami, są bardzo rozbudowane. W jednej grze dostajemy kilka różnych minigierek. Ich minusem jest to, ze są naprawdę mini, mogą więc szybko się znużyć. Ile można strzelać z łuku, ile można biegać czy żonglować piłeczkami. Jednak na chwilę obecną mogę jedynie stwierdzić, że jest ich mnóstwo, wszystkie są fajne, a niektóre - przynajmniej dla mnie - trudne. Nintendo stworzyło konsolę familijną, to co widziałem do tej pory pozwala mi stwierdzić, że dla pięciolatka taka konsola to idealne wejście w świat gier komputerowych. Pamiętacie? Akapit temu pisałem o ćwiczeniach dla przedszkolaków...

Co tak naprawdę daje mi WII? Zabawę i odrobinę ruchu. Gdy wstaję zmęczony sprzed World of Warcraft, odpalam WII Sports i się bawię. A mięśnie pracują. Oczywiście, truchtanie w miejscu przed telewizorem nie zastąpi mi joggingu, a aerobic nie zastąpi mi siłowni, czy rzeczywistego treningu, ale przynajmniej stwarza mi takie pozory, że po 'zaprawce' w domowych kapciach, wycisk jaki dostanę biegając czy pocąc się na siłowni będzie choć odrobinę mniejszy, niż gdybym ruszył na te zajęcia od razu.

Kolejną fajną rzeczą jest motywancja. Konsola umontowywuje mnie aby choć przez kilka minut poruszać się przed nią. W realnym życiu nie znajdę motywacji, by wieczorem ubrać się ciepło i ruszyć w śnieg aby pobiegać. Boję się, że przy pierwszych oznakach zmęczenia zamiast biegać, stanąłbym (i wrócił do domu spacerkiem). Tu natomiast widzę wirtualny dystans, który przebiegłem, widzę, że zostały mi jeszcze tylko dwie minuty truchtania (głupio by było tak sobie stanąć, nie?) a mój trener po zakończeniu każdego ćwiczenia podlicza spalone kalorie (nawet jeśli nie liczy ich w setkach ;) ). To motywuje. Do tego jeszcze system, który dzięki owemu stepperowi potrafi pokazać, dlaczego źle wykonałeś ćwiczenie i jak możesz następnym razem je poprawić. Oczywiście, to tylko maszyna, i można ją momentami 'oszukać'. Ale przy próbie realnego ćwiczenia z WII, będzie to raczej oszukiwanie samego siebie.

No i poza tym jest bajer, mogę sobie wrzucić do konsoli nawet Mii kota, któremu nie podoba się dziwne zachowanie współdomowników, i który nie jedną figurę w jodze potrafi zniweczyć ładując się na kolana w nieodpowiednim momencie ;)

Brak komentarzy: