wtorek, 8 kwietnia 2008

W krainie ślepego minstrela


Dawno, dawno temu, w arturiańskiej Brytanii żył sobie pewien minstrel, ślepy od urodzenia. A nazywał się Ayreon. Poznałem go, kiedy zaczęły go nawiedzać wizje okrutnej przyszłości, wojen i wreszcie zagłady ludzkości. Wizje, jak się później okazało, zsyłali mu naukowcy z roku 2084, w którym jasne się stało, że nie uda się uniknąć katastrofy. Mieli oni nadzieję, że ludzkość dostrzeże zagrożenia i je wyeliminuje, aby uniknąć okropnego losu. Czy rzeczywiście tak się stanie? Czy pieśni minstrela zostaną wysłuchane?

Miesiąc temu Moja-Lepsza-Połowa podarowała mi najnowszą część opowieści o Ayreonie, czyli '01011001'. Skąd wziął się tak dziwny tytuł? To zero-jedynkowy kod literki Y, będącej symbolem planety, z której... Ale o tym powinniście dowiedzieć się sami (jeśli oczywiście Was zainteresuje), bo historia, którą Arjen Anthony Lucassen, czyli mózg całego przedsięwzięcia, opowiedział tym razem, sugeruje zakończenie cyklu o ślepym minstrelu. To, co rozpoczęto płytą 'Final Experiment' i kontynuowano w cyklu 'The Universal Migrator' znajduje swój koniec na nowym albumie. Znając pana Lucassena i jego zadziwiającą płodność nie oznacza to zdecydowanie końca projektu (zainteresowanych zachęcam do odwiedzenia jego oficjalnej strony, którą podlinkowałem gdzieś wyżej), Arjen po prostu poświęci się realizacji kolejnego pomysłu, a tych mu nie brakuje.

Wydanie albumu jest cudowne - śliczny digipack z książeczką, dwiema płytami CD i bonusowym DVD (choć oczywiście można nabyć też mniej 'wypasioną' wersję, albo zakupić zestaw trzech winyli... ależ on musi się prezentować ! :) ). W książeczce możemy znaleźć - tradycyjnie już - teksty utworów oraz krótkie opinie współpracujących z Arjenem artystów o samej produkcji krążka. DVD jak na bonus nie zawiera zbyt wiele materiału - kilka utworów demo, fotki, teledysk, film z rejestracji partii perkusji (gdzie niestrudzony Ed Warby daje próbkę swoich możliwości udowadniając, że jest nie tylko jednym z najlepszych perkusistów death metalowych, ale perkusistów w ogóle :) ) oraz reportaż z procesu rejestracji albumu. Reportaż ten zdaje się być najciekawszy - w Ayreon występują zawsze gwiazdy muzyki rockowej, zaś tu mamy okazję zobaczyć, jak się zachowują i jakimi ludźmi są w rzeczywistości. I tak Jorn Lande okazuje się mieć ego równie wielkie jak głos, Anneke van Giersbergen zdaje się być nieśmiałą i nieco zagubioną, choć pełną humoru dziewuszką a Daniel Gildenlow urodzonym żartownisiem :).

Kilka słów o samej muzyce - jeśli słyszeliście wcześniejsze płyty Ayreon i podobały się Wam one - to '01011001' Was zachwyci. Tak się jakoś składa, że najbardziej podobają mi się płyty powiązane konceptem z opowieściami ślepego minstrela, ta również zdaje się być zwyżką formy po udanym, aczkolwiek nie przebojowym 'Human Equation'. Lucassen sięga na tej płycie do kosmicznych inspiracji, znanych choćby z projektu 'Star One', przez co muzyka staje się bardziej pompatyczna, pełna chórów i orkiestracji. Wokaliści zaproszeni do odegrania ról w tej rock-operze to absolutna ekstraklasa światowego rocka, i to słychać. Na albumie jest mnóstwo przebojowych partii, choć niektórych gości rzeczywiście częściej słychać (Lande i van Giersbergen choćby :) ) a inni (Jonas P. Renkse) nie do końca moim zdaniem wpasowali się w klimat kompozycji. Co ciekawe, odstąpiono od zwyczaju znanego z wcześniejszych płyt Ayreon, który nakazywał, aby jeden utwór śpiewał jeden wokalista w całości. Tutaj aż roi się od duetów, kwartetów i innych konfiguracji wokalnych na całym albumie. Wokaliści czasami mają do zaśpiewania pojedyncze wersy w utworze, za to śpiewają we wszystkich kawałkach. Niestety takie postawienie sprawy utrudnia prezentację tego materiału na scenie. Czy będzie to możliwe w oryginalnej formie - trudno powiedzieć, najbardziej prawdopodobne jest to, że Lucassen będzie grał piosenki Ayreon w interpretacji Stream of Passion, bądź mającego szanse na odrodzenie Star One. Dwa słowa o produkcji - jest wzorowa! Oszołomiła mnie druga część pierwszego utworu na płycie ('We Are Forever'), gdzie osiągnięto ciekawy efekt nakładając na siebie ścieżki wokalne. Nie liczyłem ich, ale z pewnością było ich więcej niż 16 (nie licząc dodatkowych kanałów stereo oraz całego instrumentalnego zgiełku :) ). Na pewno ciężko uzyskać ten efekt grając na żywo, a korzystanie z sampli - cóż, to po prostu nie będzie to samo :). Kolejne rzucające się w uszy utwory to rozfolkowany 'River of Time' i singlowy 'Beneath the Waves'. Ale cała płyta jest równa :)

O muzyce jako takiej nie napiszę więcej, recenzja nie będzie typowym kawałkiem 'grają jak Ajron Mejden' a tu jak 'Slejer' :)', między innymi dlatego, że znajdziecie poniżej teledysk (kiepska jakość, wiem, sorry) i linki do YouTube, gdzie 'dobre dusze' umieściły utwory z nowej płyty na długo przed jej premierą.

Brak komentarzy: