Dziś będzie odrobina egzotyki :) Kobieta Mego Życia w ramach pamiątki z Argentyny przywiozła mi (oprócz miejscowej prasy ;) ) najnowszą płytę największego argentyńskiego zespołu metalowego - Rata Blanca. Zatkało mnie, przyznaję. Zatkało mnie, ponieważ nigdy wcześniej o tej kapeli nie słyszałem...
Chyba każdy fan metalu na hasło 'zespół metalowy z Ameryki Południowej' zareaguje wymieniając jedną z setek kapel brazylijskich - od najbardziej oczywistej Sepultury, przez kultowe Sarcofago, rzeźnicki Krisiun czy heavy-progową Angrę, a jeśli 'siedzi' w podziemiu, może wymienić obskurny Mystifier czy okrutny Nephasth. Natomiast jeśli ktoś spyta o zespoły z Peru, Boliwii czy Argentyny - przeciętny polski fan rozłoży bezradnie ręce i powie - 'a oni w ogóle tam prąd mają?'. Jak się okazuje, mają. Mają, i co więcej potrafią całkiem nieźle go spożytkować. :)
Rata Blanca - czyli Biały Szczur, to kapela, która w swojej muzyce czerpie wzorce od najlepszych kapel przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Na płycie El Reino Olvidado ('Zapomniane Królestwo'), która tak nieoczekiwanie trafiła do naszego odtwarzacza, można usłyszećgalopowanie wpływy Whitesnake i Europe, a także - jak twierdzi Kasia - motywy charakterystyczne dla wczesnych płyt Bon Jovi - zwłaszcza w wolniejszych, balladowych fragmentach. Dużo melodii, przestrzeni w muzyce, a także bardzo dobry, obdarzony świetnym głosem wokalista to z pewnością atuty ich najnowszego dzieła. Osobne wyrazy uznania należą się ich gitarzyście i głównemu kompozytorowi - Walterowi, w którego technicznej grze słychać wyraźne nawiązania do klasyków gitary - Ritchie'go Blackmoore'a i Yngwie'go Malmsteena. Niestety, nie ma róży bez kolców - płyta została bardzo 'ciekawie' zmiksowana - wokal został schowany na drugim planie, zaś przy próbie odtwarzania w systemie 5.1 gitara wraz z klawiszami skutecznie zagłusza resztę instrumentów (co skłoniło nas do wysłuchania albumu w stereo). Innym mankamentem jest dość specyficzna melodyka języka hiszpańskiego, w którym śpiewa wokalista. O ile w szybkich piosenkach brzmi to wszystko bardzo fajnie, o tyle wszelkie ballady po kilku chwilach przywodzą mi na myśl melodie tytułowe z serialów brazylijskich, co niekoniecznie pokrywa się z moimi gustami muzycznymi.
Jak widać na zamieszczonych teledyskach, Rata Blanca są w swoim kraju gwiazdami pierwszej wody, a ich koncerty wypełniają stadiony. W sumie nie ma czemu się dziwić - ich muzyka ma specyficzny drive, który stanowiłby - w mej opinii - doskonały soundtrack do szaleńczej jazdy samochodem gdzieś po argentyńskich autostradach. Choć nie znam hiszpańskiego, oprawa graficzna ich albumu (zresztą - przepiękna, z metalowym symbolem kapeli przytwierdzonym do frontu digipacka) sugeruje, że panowie śpiewają o smokach, magach, jednorożcach i rycerzach (a może nawet o dziewicach - kto ich tam wie...). Wujek YouTube podpowiada mi, że panowie mają na swoim koncie współpracę z orkiestrą symfoniczną, oraz legendami sceny heavy metal (warto zajrzeć i posłuchać, wypada to naprawdę przekonująco). A na deser - ich pierwszy teledysk, który wyraźnie pokazuje nam, że legendy o magu i wróżce można wyśpiewywać i w gorącej Argentynie :)
Chyba każdy fan metalu na hasło 'zespół metalowy z Ameryki Południowej' zareaguje wymieniając jedną z setek kapel brazylijskich - od najbardziej oczywistej Sepultury, przez kultowe Sarcofago, rzeźnicki Krisiun czy heavy-progową Angrę, a jeśli 'siedzi' w podziemiu, może wymienić obskurny Mystifier czy okrutny Nephasth. Natomiast jeśli ktoś spyta o zespoły z Peru, Boliwii czy Argentyny - przeciętny polski fan rozłoży bezradnie ręce i powie - 'a oni w ogóle tam prąd mają?'. Jak się okazuje, mają. Mają, i co więcej potrafią całkiem nieźle go spożytkować. :)
Rata Blanca - czyli Biały Szczur, to kapela, która w swojej muzyce czerpie wzorce od najlepszych kapel przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Na płycie El Reino Olvidado ('Zapomniane Królestwo'), która tak nieoczekiwanie trafiła do naszego odtwarzacza, można usłyszeć
Jak widać na zamieszczonych teledyskach, Rata Blanca są w swoim kraju gwiazdami pierwszej wody, a ich koncerty wypełniają stadiony. W sumie nie ma czemu się dziwić - ich muzyka ma specyficzny drive, który stanowiłby - w mej opinii - doskonały soundtrack do szaleńczej jazdy samochodem gdzieś po argentyńskich autostradach. Choć nie znam hiszpańskiego, oprawa graficzna ich albumu (zresztą - przepiękna, z metalowym symbolem kapeli przytwierdzonym do frontu digipacka) sugeruje, że panowie śpiewają o smokach, magach, jednorożcach i rycerzach (a może nawet o dziewicach - kto ich tam wie...). Wujek YouTube podpowiada mi, że panowie mają na swoim koncie współpracę z orkiestrą symfoniczną, oraz legendami sceny heavy metal (warto zajrzeć i posłuchać, wypada to naprawdę przekonująco). A na deser - ich pierwszy teledysk, który wyraźnie pokazuje nam, że legendy o magu i wróżce można wyśpiewywać i w gorącej Argentynie :)
2 komentarze:
Ja jak zwykle nie na temat, ale widzę że Kasia dorwała fajnego kota:) Wygląda jak jawajczyk, strasznie mi się podoba ta rasa.
I żeby jeszcze Twoja Kobieta chciała uaktualnić swojego bloga i wrzucić zdjecia z zagranicznych wojaży ;)
pozdrawiam,
senmara
Prześlij komentarz